poniedziałek, 2 lipca 2012

Purificacion Garcia, pamiątka z wakacji

Najlepiej "regionalnych" projektantów odkrywać na ich ziemi ojczystej. Wpadło mi słowo regionalnych, mam tu na myśli zagranicznych, mało znanych w obcych obszarach bądź po prostu początkujących. Migracje shoppingowe są dobrze znane szczególnie tym, którzy na nowym, nieskażonym gruncie stają się świeżsi i nieco bardziej otwarci. Londyn, Paryż, Rzym, Berlin dla niejednej kobiety jednoznacznie kojarzą się z porządnym nabywaniem ubrań i akcesoriów. Hiszpania jednak- i tutaj  Barcelona, Palma, Madryt czy Malaga, tam gdzie właśnie spędzamy wolny czas wakacjując- posiada dodatkowy atut: kojarzy nam się z błogim relaksem, którego nic tak dobrze nie zwieńcza jak porządne zakupy. Ponadto w takich miastach fashionistki zdają się nie być wcale fashionistkami lecz nader zadbanymi kobietami, które od zarania znają się na połączeniu stylu i kobiecości. W taki budujący sposób ruszamy na sklepowe łowy, patrząc w co nieco odmienny sposób na samą siebie. Czy miejsce zamieszkiwania nas szufladkuje? Trochę. Bardzo. Chodzi mi o definiowanie nas w zależności od okoliczności: estetyki wokół, możliwości własnej ekspozycji i perspektyw jakie daje nasza kultura. Sądzę, że nasze zahamowania także są przyczynkiem do polskiej banalności. Przecież jak jeden wytyka drugiego to sam nie podskoczy. Istotą jest uświadomienie sobie tej ważnej różnicy jaką odczuwamy wyjeżdżając "od siebie". Czy tam jesteśmy sobą czy tu?
Wracając do sedna, chciałabym przedstawić markę, na którą natknęłam się właśnie będąc w jednym z hiszpańskich kurortów. Mój sznyt: ani sportowo ani nadęcie, z klasą i to wysoką ale i polotem. Znając hiszpańskie przeceny opłaca się i to bardzo! Oto Purificacion Garcia, pokochacie: